Kremy na twarz czy inne części ciała kosztują od paru złotych do nawet kilkuset. Pracuję u ludzi dla których wydać 1000 euro na krem to tak jak dla nas pójść na frytki do baru. Potrafimy planować budżety tak aby kupić sobie lepszy krem ( co to znaczy lepszy? ) w następnym tygodniu. Krem cud, który spłyci nam zmarszczki lub w ogóle je usunie. A takie bogate kobitki kupują tych za 1000 euro codziennie po jednym… bo ten wczorajszy zmarszczek nie spłycił…
Z jakim efektem, myślicie, te wydatki?
Żadnym. Kobitka którą stać, starzeje się tak samo jak zwykła obywatelka, taka, która kupi kremik za stówkę. Bo te wszystkie, które nie posiadają tajemnej wiedzy jak o młodość dbać, nieważne co i za ile kupią, nie kupią sobie młodości.
Ja też wydawałam. Czasami mniej czasami więcej… Pod koniec mojego amoku – więcej. Wydawało mi się, czy może reklama skutecznie wgrała we mnie schemat myślowy, że im droższe tym lepsze. I tak kupowałam te za ponad sto, z dodatkową zazdrością, że te panie dla których pracuję, na taki szmelc nie spojrzą… . W pewnym momencie dotarło do mnie, że przecież mają tych cud kremów kopy w swoich łazienkach i toaletkach, a i tak posuwają się z wiekiem…
Jak to???
Tak to, że na twarz wklepywane tablice Mendelejewa najnowszej generacji, a na talerzu rdza, śrut i śmiecie… Przewaga produktów odzwierzęcych i zawsze obrabianych termicznie. Góry rafinowanych pasz i cukrów. Skąd w takim wypadku organizm ma sobie wziąć to czego najbardziej potrzebuje do regeneracji?
Podgrzewaniem niszczy się wrażliwe i delikatne witaminy, zmienia się struktury substancji odżywczych…, jak to ciało ma się odbudowywać? Jak ma sprawnie usuwać stare komórki naszych tkanek i wspomagać powstawanie nowych, skoro nie ma budulca. Tak, tym paniom brak elementarnej wiedzy o tym, że nie odnawia nas krem, a odnawia nas to co jemy. Warto przyswoić sobie tę wiedzę, a zapomnieć o marketingu, który po prostu nas oszukuje. Bo czymże jest gadanie, że szampon taki a taki spowoduje, że Twoje włosy będą jak u tej młodej, ślicznej modelki, udoskonalonej wcześniej w fotoszopie? Długo tak jeszcze będziecie ufać tym nagabywującym Was do wydawania ciężko zarobionych pieniędzy, reklamom? Reklama, moi drodzy. Reklama. To są reklamy, a w reklamie można powiedzieć wszystko.
Ja też się starzeję, a jak! Jak każdy podlegam temu boskiemu prawu marnienia materii. Zauważam jednak tą zależność na sobie: póki pomagam organizmowi on rozkwita. Więc pomagam dając mu to czego potrzebuje bo póki ma siłę do regeneracji to należy tylko dać mu składników. A dziennie potrzebuje ich około 600. Nie tylko witaminy z fiolki. Sześćset elementów nie znajdziecie w żadnej pastylce. Znajdziecie je jedynie w zdrowym, naturalnym i żywym pożywieniu.
Czyli jak najwięcej żywych.
Żywe są rośliny. Żyją nawet wtedy gdy pokrojone włożycie je do ust. W posiekanych roślinach dalej krąży żywa energia pchająca wszystkie znajdujące się składniki odżywcze prosto do Waszego krwiobiegu. Dlatego właśnie po zjedzeniu roślinnego, wegańskiego posiłku czujecie się lekko, świeżo, wklęsło. Podaliście energię swemu organizmowi, a nie, jak w przypadku martwego pożywienia z martwych zwierząt, jedynie objętość i parę kalorii. No… trochę tego białka – bo przecież nawet nie wiadomo ile go trzeba, ale wszyscy krzyczą, że dużo
Dobrze…, wiem jak trudno zmienić swój repertuar żywieniowy. Namawiam do weganizmu, ale wiem że bunt podnosi się tak silny, że nawet nie zamierzam przekonywać dłużej i ponad to, że da się, i to nawet z przyjemnością. Najprzyjemniejsze w weganiźmie jest to, że możesz jeść ile chcesz i nie utyjesz. O tym ukłonie w kierunku zwierząt nie wspomnę. Możesz zapomnieć o liczeniu kalorii, bo w masie zieleniny jest to całkowicie nieistotne. Istotne jest co jesz i że nie możesz być głodna/y. Co oznacza, że możesz wsuwać do woli. I musi być to pokarm żywy, nierafinowany. Kolorowy naturalnie i niepogarszany chemicznie, świeży.
Jeśli nie dajesz rady jeść wegańsko to rób tak jak w „niebieskich strefach”, gdzie najwięcej stulatków… Produkty odzwierzęce jada się tam do pięciu razy w miesiącu! 5 razy!!! I jest to bardzo zasadne. Te produkty po prostu zakwaszają. Pisałam o zakwaszaniu w tym artykule. Męczą organizm. Spożywajcie je przynajmniej jak najrzadziej. Nie jak się to przyjęło, w każdym jednym posiłku.
Jedząc przynajmniej w 80% produkty roślinne, reszta odzwierzęce, nie będziecie musieli/musiały wydawać na kremy, a młodość zacznie się budzić bez tego. Od wewnątrz. Nie będziecie musieli nawet o tym myśleć. To się po prostu będzie działo samo.
Na dwa miliony procent i Wy możecie się o tym przekonać. Trzeba tylko zachcieć sprawdzić i kontynuować. Tak jak spróbowałam ja. I dalej kontynuuję. Bo zachwyca mnie efekt.
Już wiecie, że do smarowania twarzy używam naturalnych olejów. Gdy za bardzo powysycha mi skóra ( w największym stopniu jest to zasługa wody jaką mamy w kranach ), to wiecie czego używam? Aby było trochę tłuściej i dłużej na skórze? … Po prostu kremu Nivea. Tak, tego zwykłego w okrągłym pudełeczku… Tego samego, który używała moja mama w czasach głębokiej komuny… bo nie było niczego innego. 3,70 zł raz na 4 miesiące. I…. o cholera…. jest ok!