Trudny to jest temat, nie wiem, czy gryzę go z dobrej strony… Na pewno słyszeliście o poczuciu własnej wartości. Wydaje się ono być ze wszech miar pozytywnym zjawiskiem. Tak na pseudonaukowe oko, osoba o wysokim poczuciu własnej wartości cechuje się dobrą jakością życia, spokojem, opanowaniem oraz czymś, co można nazwać charyzmą (taki stereotyp siedzi przynajmniej w mojej głowie). Ale tak ma tylko część ludzi. Następna grupa cechuje się umiarkowanym poczuciem własnej wartości (jest ich najwięcej, jeżeli wierzyć w rozkład normalny). No i są osoby mające nikłe lub żadne poczucie własnej wartości.
Żyć z poczuciem małej wartości swojej osoby – to, według mnie, trudne
.
Nie lubię generalizować, ale mam takie poczucie, że człowiek lubi równowagę. Jeżeli jest czegoś za dużo/za mało, podejmuje działania, które mają na celu wyrównanie do poziomu subiektywnie odbieranego jako optymalny. Jeżeli z różnych przyczyn nie może tego zrobić – rekompensuje sobie to w sposób pozwalający pozbyć się nieprzyjemnego napięcia. Trochę tak jak z wyrównywaniem ciśnień w dwóch zbiornikach: możliwe jest jedynie wtedy, kiedy znajdziemy sposób na połączenie ich jakąś rurką.
W pierwszej kolejności można więc próbować zbudować poczucie własnej wartości. Wiem jednak po sobie, że nie jest to proste, a jeżeli żyło się kilkanaście/kilkadziesiąt lat bez niego – bez pomocy profesjonalisty może to być wręcz niemożliwe. I w tym momencie może pojawić się ‚rurka zastępcza’: poczucie własnej ważności. Różnica w brzmieniu niewielka, ale konsekwencje: kolosalnie odmienne.
Poczucia własnej wartości nie bierzemy – tu znów opieram się na swojej intuicji – z zewnątrz. Ono jest w nas. By być znaczącą częścią nas, musi być podlewane i pielęgnowane taką codzienną świadomością tego, że cokolwiek robię – jest to tym, co chcę robić. Na bardzo ogólnym poziomie, do budowy własnego poczucia wartości wystarczy zadawać sobie pytania: „Dlaczego chcę to zrobić?”, „Czemu tak zareagowałem?”, „Czemu w tej sytuacji poczułem złość/smutek/radość…?”, „Czemu chcę to zrobić?”. Ważne też jest, by nie zadowalać się pierwszą odpowiedzią – ta jest na ogół „bezpieczna”. By w tym mozole wytrwać pomaga mi przekonanie (ale wiem, że bardzo trudno jest je w sobie wyrobić), że w mojej głowie dzieje się dużo rzeczy, o których nie mam pojęcia. Sam sobie utrudniam do nich dostęp. Ale: nie jest on niemożliwy.
To nie jest technika rozwojowa, która daje natychmiastowe efekty. Widzę to raczej jako budowę domu z cegieł, gdzie każde zadane sobie takie pytanie, każda próba zrozumienia siebie, jest jednym, niewielkim elementem całości. Musimy ułożyć dużo cegieł, by powstała stabilna budowla. Ale z drugiej strony: znając zakończenie historii o trzech świnkach wiemy, który budulec jest najbardziej perspektywiczny:)
Gdy jednak nie wiemy, że możemy podjąć próbę budowy poczucia własnej wartości, a jednocześnie brakuje nam go, możemy wejść na tory budowania poczucia własnej ważności. Tutaj sprawa jest niejednoznaczna: część osób może starać się maskować swoje „ułomności” maniakalnym dążeniem do ich wytrenowania (hiperkompensacja); dla innych będzie to zanurzenie się w aktywnościach, w których są dobre lub doskonałe, by odwrócić uwagę od swoich „słabych stron”.
Zachowania jak wymienione powyżej mają jeden główny cel: zbudować poczucie własnej ważności. Stworzyć przestrzeń wokół siebie, która będzie maskować słabości. Tyle, że przestrzeń zewnętrzna ma to do siebie, że nie lubi ingerencji. Tak więc, kiedy osoba próbująca ukryć swoje słabości nagina coś z jednej strony, zaraz za nią robi się „wyrwa”. I tak w kółko. Męczące i bezsensowne.
Jest też dodatkowe zagrożenie: co ludzie powiedzą? Kiedy ukrywa się jakąś tajemnicę, wszędzie widać oznaki jej wypłynięcia na światło dzienne. Dlatego kiedy staram się ukryć swoją niekompetencję, często pojawia się we mnie zwątpienie: „może już wiedzą?. A jak już wiedzą, to może zakończyć tę szopkę? Ale jeśli nie wiedzą?…”. itd.
Jaki z tego wniosek? Ano taki, żebyśmy jednak próbowali zrozumieć siebie. Nie potępiać, nie oceniać, ale zrozumieć. To jest jedyna droga, by poczuć się wartościową osobą. Dojdziemy w końcu do wniosku, że bardzo wartościowa osoba może być jednocześnie bardzo ułomna – to nie są dwa bieguny tej samej skali, choć często się nam tak wydaje.